piątek, 13 grudnia 2013

Data treningu: 13.12.13r
Koń: Bumblebee NH, Rousseau D'elle NH, Orgasm Girl, My Mosquito NH, Hypnotize NH
Jeździec: Yaqui Kenvetch, Mathias Craffword, Mia Stockwell, Jace Nilsson, Deidre Griffiths
Rodzaj treningu: teren
Czas: 11:30

Opis:
- Cześć wam!- Mia wpadła do siodlarni wesoło sie uśmiechając. Byłyśmy z Yaqui właśnie w trakcie czyszczenia siodeł. Przywitałyśmy się z dziewczyną, której obiecałyśmy dzisiaj wspólny wypad w teren.
- To co zbieramy się?- zapytała dziewczyna.
- Niestety, ale nasi szanowni panowie, jak zwykle nie znają takiego pojęcia jak punktualność- powiedziała Yaqui.
- Nic nowego- zaśmiała się dziewczyna i pomogła nam czyścić siodła. Za kilka a nawet kilkanaście minut wreszcie zjawili się Jace z Mathiasem marnie usprawiedliwiając się korkami.
- Rozumiem, że ja biorę Onka- powiedziała Mia.
- Dobrze rozumiesz- odpowiedzial Mathias- odciążysz mnie z jednego konia do jazdy.
- Nie do tego, że się spóźniłeś to jeszcze jesteś patentowanym leniem- zaśmiałam się. Po szybkim przypomnieniu, kto ma jakiego dzisiaj konia w rozpisce wzięliśmy sprzęt i ruszyliśmy do boksów. Sprawnie wyczyściliśmy i osiodłaliśmy konie a następnie spotkaliśmy sie przed stajnią.

Wyruszyliśmy w składzie: ja i Hypnotize, Mathias i Rousseau, Yaqui i Bombel, Jace i Komar oraz Mia z Onkiem.
- Nie wiem czy wspólne zestawienie Bumblebee, Rousseau i Mosquita to dobry pomysł- powiedziała Mia.
- Szykuje się ambitny teren i na pewno nie odbędzie się bez przygód- wyszczerzył w uśmiechu zęby Jace. Jechaliśmy łąką, ścieżka, która była ostatnio wydeptana została już zasypana przez śnieg, więc konie musiały brodzić w białym puchu. Słońce świeciło nam prosto w oczy, zmieniając rozległe łąki Lions Bay w jeden ogromny, złocisty obłok. Rousseau, która się czegoś wystrzaszyła odskoczyła w bok i pogalopowała parę kroków galopem.
- Zaczyna się- zaśmial się Mat i wrócił z klaczą na koniec zastępu. Gadając zaciekle dojechaliśmy do skraju lasu, wjechaliśmy w szeroką, równą leśną drogę. Na początku było za ślisko żeby zacząć kłusować, więc kawałek musieliśmy przejechać stępem. Dopiero po chwili zakłusowaliśmy. Konie szły energiczne, Bumblebee z Rousseau wyrywali do przodu. Komar szedł dumnym krokiem pośrodku szeregu, natomiast Hypnotize z Onkiem spokojnie człapały sobie na końcu. Niezbyt długo zgodnie z przewidywaniami Jaca odbyło sie bez niespodzanek. Po prawej stronie z między drzew wyfrunął jakiś ptak. Jak na znak Rousseau z Bumblebee ruszyli przed siebie galopem wierzgając. Komar nie chcąc być gorszy ruszył za nimi. Hypnotize z Onkiem przegalopowały kawałek, jednak dały się szybko opanować. Po chwili konie przed nami się zatrzymały i szybko je dogoniłyśmy. Skręciliśmy w boczną krętą ścieżkę i dalej ruszyliśmy kłusem. Ta droga, którą rzadko uczęszczaliśmy prowadziła prosto na rozległe, pagórkowate polany położone przed górami. Po 10 minutach wyjechaliśmy z lasu.
- Co powiecie na mały wyścig?- zapytałam wesoło.
- Chcesz nas chyba pozabijać- powiedziała Yaqui, mimo to uśmiechała sie z drobną ekscytacją na twarzy. Daleko na horyzoncie dostrzegalne było pasmo gór. Jedno z nich, odosobnione w prawym końcu łańcucha, górowało nad innymi. Jego wierzchołek miał kształt lekko spłaszczonego stożka. Uwielbialiśmy wjeżdżać konno na tą górę, z której było niesamowite widoki. Jednak dzisiaj nie tam mieliśmy w planie jechać. Mimo dość specyficznego składu dzisiaj, jednogłośnie zdecydowaliśmy się na wyścig. Ustawiliśmy się w lini prostej, konie nie mogąc się doczekać galopu przebierały w miejscu nogami.
- Raz- rozpoczął wyliczanie Jace. - Dwa..- nie mogąc wytrzymać wszyscy puściliśmy się szybkim galopem na wprost.
- Nie doliczyłem do trzech!- krzyknął chłopak, jednak jego głos zostal zagłuszony przez dźwięk galopujących koni. Śnieg sięgał koniom ponad pęciny, jednak wesołe galopowały żwawo nawet na to nie zważając. Na pierwsze miejsce wysunął się Bombel a reszta zbiła się w ciasną gromadę, jedynie Onek z Mią zostawały lekko z tyłu. Rousseau nie mogąc wytrzymać entuzjazmu posłała Mathiasowi serię bryków, jednak chłopak sprawnie je wysiedział, niestety spowolniło to parę, która została troche z tyłu. Bombel również raz wysoko wierzgnął, chowając głowę między przednie nogi. Yaqui wypadły strzemiona i kurczowo złapala się szyi.
- Tylko nie spadaj!- krzyknęłam do niej, kiedy mijałam ją wraz z Mosquitem. Dziewczyna mimo straty strzemion nie zamierzała zrezygnować ze zwycięstwa i ruszyła w pościg za nami. Niestety walka o zwycięstwo rozgrywała się wyłącznie między mną a Jacem. Komar sadził ogromne susy. Hypnotize poślizgnęła się i została lekko z tyłu za Komarem.
- Jestem zwycięzcą!- krzyknął wesoło Jace ruszając jak najszybciej do przodu.
- Niedoczekanie twoje!- rzuciłam w odpowiedzi i mocno przyłożyłam łydkę do boku klaczy. Hypnotize jakby tylko na to czekała i wyrwała się w pościg za ogierem. Udało nam sie ich doścignąć.
- Do zobaczenia na mecie frajerze!- rzuciłam Jace'owi i zacmokałam na klacz. Wzgórza stopniowo przybliżały. Tworzyły falisty grzebień, w wielu miejsach wznoszący się wysoko, tu i ówdzie opadający w doliny lub przełęcze. Udało nam się dojechać pod pasmo gór jako pierwsze. Drugi dotarł Jace,  jako trzeci równo dojechali Mathias i Yaqui a na końcu dotarła Mia, cała z czerwonymi policzkami z wysiłku.
- Nie no Deidre, uszanowanko- odparł Jace a ja uśmiechnęłam się wesoło. Ruszyliśmy prostą drogą między górami stępem. Konie były całe spocone, jednak maszerowały dynamicznie. Przejechaliśmy około kilometra stępem i skręciliśmy na rozwileniu w lewo, kierując się w stronę lasu.Dojechaliśmy do niego spokojnym kłusem. W lesie  zagalopowaliśmy i jechaliśmy ścieżką pod górę. Wjechałam jako pierwsza i na samej górze nagle zauważyłam grubą gałąź, aby nie uderzyć się w nią głową musiałam maksymalnie przybliżyć się do szyi klaczy.
- Uwaga! - zdążyłam tylko krzyknąć do reszty towarzystwa. Yaqui, która jechała za mną nie zdążyła sie przygotować i uderzyła się kaskiem w drewnianą 'belkę'. Odruchowo poleciała do tyłu, a wkurzony Bombel oddał jej w formie bryknięcia, jednak dzielna amazonka złapała się kurczowo szyi, siedząc kucowi na kłębie przed przednim łękiem próbowała się utrzymać. Wszyscy zatrzymaliśmy konie i wtedy Bombel stanął. Wyglądało to dość komicznie, więc wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Yaqui ty dzisiaj wysiedzisz wszystko- pochwaliła ją Mia.
- Nie myślałaś może o karierze w rodeo?- rzucił Jace.
- Nie udał ci się żart panie Nilsson- powiedziała dziewczyna. Przegalopowaliśmy spokojnie jeszcze kawałek a resztę leśnej drogi pokonalismy w kłusie. Dopiero po wyjechaniu na łąki przeszliśmy do stępa. Rozmawiając dojechaliśmy do New Hampshire. W stajni rozsiodłaliśmy konie, wyczyściliśmy im kopyta i zarzuciliśmy na nie derki, ponieważ były spocone a było dość zimno. Tak zakończył się nas jeden z pierwszych zimowych terenów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz