Data treningu: 22.09.13 r
Koń: Capitol van't Vennehof NH, Lusse D'elle NH
Jeździec: Deidre Griffiths, Yaqui Kenvetch
Rodzaj treningu: konsultacje skokowe z Ianem Millarem
Godzina: 12:00
Opis:
-Deidre jesteś już gotowa?- krzyknęła do mnie Yaqui.
- Chwilę- mruknęłam pod nosem. Dziwne było, że Yaqui wyrobiła się szybciej ode mnie, zwykle to ja musiałam na nią czekać. szybko zapięłam popręg pod brzuchem Capitola. Ogier nerwowo przestąpił z nogi na nogę i chciał już ruszyć.
- Spokojnie- zaśmiałam się, widząc entuzjazm konia. Już miałam iść na halę, gdy sobie przypomniałam, że zapomniałam założyć kaloszy.
- Deidre ruchy!- pośpieszyła mnie współlokatorka.
- No już!- krzyknęłam szybko zakładając kalosze.- Możemy iść.
Poszłam pierwsza, a Yaqui z Lusse za mną. Na hali były ustawione przeszkody, lecz Iana, nigdzie nie było widać.
- Widzisz tak się śpieszyłaś, a nasz szanowny trener jak zwykle się spóźnia- powiedziałam uśmiechając się pod nosem. Wymieniłyśmy kilka poglądów o niepunktualności pana Millara i wsiadłyśmy na wierzchowce.
- Przepraszam za spóźnienie, ale czarny kot mi przebiegł drogę i musiałem iść na około. - usłyszałyśmy żartobliwy głos Iana, po kilku dobrych minutach stępowania.
- Ian, serio... to nie jest śmieszne.- powiedziała Yaqui.
- Doskonale wiemy, że uzależniłeś się od kawy, która zapewne jest głównym powodem twego spóźnienia.- dodałam.
- Dobra,dobra. Zostawmy kawę w spokoju i weźmy się za trening- powiedział Ian. - Widzę, że już rozgrzałyście konie.
- Wiesz, miałyśmy dużo czasu, zanim raczyłeś się zjawić- zaśmiała się Yaqui.
- A więc kłusujcie!- powiedział trener. Tak też zrobiłyśmy. Najpierw pojechałyśmy kilka okrążeń wokół hali, a potem zaczęłyśmy robić przejścia, wolty, zatrzymania i zmiany kierunku. Skupiłyśmy się na impulsie i wyginaniu koni. Po paru minutach doszły do tego dodania. Lusse na początku trochę pędziła, jednak Yaqui szybko ustawiła ją na odpowiednie tempo.
- Wjedźcie na koło i tak jak na poprzednim treningu ćwiczymy rozluźnienia koni- rozkazał Ian. Zaczęłyśmy się delikatnie bawić wodzą. Konie chętnie przyjęły wędzidło i szybko zaczęły je przeżuwać. Delikatnie wypuściłyśmy wodze, a wtedy wierzchowce zeszły z głową w dół.
- O to chodzi, macie dojść do żucia z ręki. Pamiętamy o rytmie- polecił trener. Gdy oba konie szły płynnie i rozluźnione, przeszłyśmy do stępa. Wykonałyśmy ustępowań i zwrotów na zadzie. Po chwili doszły ustępowania w kłusie. Gdy część 'ujeżdżeniowa' według trenera przebiegła pomyślnie, to zaczęłyśmy najeżdżać na drągi z kłusa. Najeżdżałyśmy po parę razy z obu stron i pod różnymi kątami. Następnie ćwiczyłyśmy podniesione drągi po kole.
- Pilnujemy wygięcia i impulsu- polecił trener. Po drążkach nastąpił czas na galop. Najpierw każda z nas wjechała na koło i zrobiła po parę zagalopowań. Najpierw z kłusa, potem ze stępa i na koniec ze stój. Capitol, który nagle się obudził wierzgnął wesoło dwa razy pod rząd przed zagalopowaniem. Siadłam miękko w siodło i delikatnie przyłożyłam łydkę a ogier od razu zagalopował. U Lusse również nie było większego problemu, tylko, że klacz na początku trochę pędziła. Jednak po dwóch okrążeniach szła już równym tempem. Po zagalopowaniach wjechałyśmy na całość i zrobiłyśmy dwa okrążenia równym galopem.
- Pamiętajcie, aby ten galop był swobodny. Ani nie pędzimy, ani nie jedziemy zebrany. - powiedział trener. Po chwili do galopu doszły wolty, serpentyny. Później zmieniłyśmy kierunek przez środek, w punkcie x robiąc lotną zmianę nogi. W drugą stronę zrobiłyśmy parę wolt a następnie dodań na długich ścianach i skróceń na krótkich ścianach.
- Wjeżdżamy na ósemkę i robimy lotną zmiane nogi!- polecił Ian. Tak też robiłyśmy, na koniec najechałyśmy na drągi z galopu po prostej, nie sprawiało to koniom większego problemu, więc najechałyśmy jeszcze pare razy. Później doszło to samo ćwiczenie co w kłusie- podniesione drągi w galopie po kole. Konie były już zmęczone, jednak to ćwiczenie wymagało od nich dużej uwagi.
- Okej, teraz wjeżdżamy na koło i żucie w galopie! Wiem, że i wy i konie jesteście zmęczone, ale zaplanowałem dla was wyczerpujący trening- powiedział pan Millar z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Konie mimo zmęczenia chętnie zaczęły schodzić z głową i szybko udało nam się wykonać żucie z ręki, wtedy zadowolony trener pozwolił nam przejść do stępa. Z ulgą to zrobiłyśmy.
- To nam przeprowadziłeś naprawdę wyczerpującą rozgrzewkę, już się boję co będzie później - powiedziałam.
- Bój się bój- uśmiechnął się trener. Capitol i Luuse się spieniły w pysku i były na szyi był całe mokre, więc pozwoliłyśmy im dłużej postępować na luźnej wodzy.
- Może Lusse po takiej rozgrzewce nie będzie pędzić na skokach- powiedziała Yaqui.
- No nie wiem- zaśmiałam się.
- Dzisiaj poskaczemy coś ambitniej- powiedział Ian zadowolony. Gdy konie i my już odpoczęłyśmy to zaczęłyśmy najeżdżać na kopertę z kłusa o wysokości 80 cm. Konie bez problemu ją pokonały, więc wkrótce przekształciła się w stacjonatę o wysokości około metra. Najechałyśmy na nią po 2 razy z różnych stron z kłusa. Wkrótce miała wysokość 120 cm.
- Najeżdżamy nadal z kłusa i pamiętamy aby czekać do końca i nie przeszkadzać koniom w skoku. Oddajemy im tyle wodzy ile potrzebują.- powiedział Ian. Gdy stacjonata doszła do 130 cm, trener nam pokazał jak jechać parkur, który wyglądał tak: >
- Pierwszą linię jedziemy na 3 foule- powiedział Ian. Po okserze nie skracamy, tylko dokładnie wyjeżdżamy zakręt do stacjonaty i pilnujemy, aby odskok wypadł w dobrym miejscu. Na koniec jedziemy okser, 5 fouli i potrójny szereg.- zalecił Ian. Na początku przeszkody miały wysokość 120 cm.
- To tak na rozgrzewkę- zaśmiał się trener.
- Chyba śnisz- powiedziała Yaqui, jednak po chwili zadeklamowała się, że pojedzie pierwsza. Lusse zgodnie z naszymi przypuszczeniami ruszyła szybkim galopem w kierunku pierwszej przeszkody. Yaqui wjechała na koło i przybrała odpowiednie tempo, dopiero wtedy naprowadziła ja na tripplel-barra. Klacz pokonała go bez problemów. Po przeszkodzie Yaqui szybko wsiadła w siodło i delikatnie wzięła klacz na siebie. Stacjonatę pokonały również bez problemów. Po okserze, zgodnie z zaleceniami instruktora dokładnie wyjechały zakręt i skoczyły stacjonatę. Ostatnia kombinacja również nie przysporzyła im problemów.
- Bardzo łądnie, przejechane równo i w rytmie. Nie było niepotrzebnego wybijania konia z tempa. Obyś tak przejechała jak tu będzie stało 30 cm więcej- zaśmiał się Ian i wskazał na mnie, żebym zaczęła jechać. Capitol dał się świetnie prowadzić i ochoczo pokonywał wszystkie przeszkody. Również dostaliśmy pochwałę od trenera. Ian tak szybko, jak tylko potrafił podniósł wszystkie przeszkody do wysokości 140 cm. Yaqui pojechała pierwsza pierwszą linie i po łuku do oksera pojechała idealnie, natomiast przed stacjonatą klacz zaczęła przyśpieszać, Yaqui ją próbowała ją skrócić. W końcowym efekcie odskok przed stacjonatą wypadł za blisko, jednak klacz nie strąciła stacjonaty. Do ostatniej kombinacji szybko przybrały równe tempo. Po okserze poprawnie dojechały do szeregu. Klacz nawet nie trąciła drąga skacząc z tak dużym zapasem. Gdy skończyły swój przejazd ja już byłam gotowa do startu. Capitol szedł równo czekając na moje sygnały. Przed trippel-barrem lekko dodaliśmy, po nim musieliśmy skrócić galop, aby skok na stacjonacie nie wyszedł za płaski. Po łuku skoczyliśmy oksera i za wcześnie skręciłam do stacjonaty, przez co odskok nie pasował. Mocno przyłożyłam łydkę i posłałam ogiera na trochę za daleki skok. Jego ambicja uratowała nas z tej sytuacji. Wyciągnął się i poprawił zadem aby nie strącić.
- Dobry konik- powiedziałam do niego cicho i skupiłam się, aby przed następnym okserem koń szedł równym rytmem. Udało nam się przejechać ostatnią kombinację bezbłędnie.
- Słuchajcie, obydwie zrobiłyście błąd przed stacjonatą. U Yaqui odskok wypadł za blisko a u Deidre za daleko. Jeżeli wiecie, że odskok nie będzie wam pasował, nie możecie walczyć z konie. Nie możecie myśleć o jak najszybszym pokonaniu przeszkody. Po was widać, że już byście chciały ją skoczyć. A to nie o to chodzi, konie wyczuwają takie rzeczy. Macie siąść w siodło i wyobrazić sobie, jakby ta przeszkoda się oddalała. Dopiero gdy zauważycie punkt odskoku, to spokojnie dojeżdżacie do przeszkody. Na parkurze dąży się do tego, aby wszystko było przejechane w tym samym tempie. Bez niepotrzebnych zmian i wybić w rytmu. Pamiętajcie o tym, że jakość skoku opiera się na najeździe. Jeżeli spieprzycie najazd, możecie być pewne, że skok wyjdzie wam nie ekonomiczny. A teraz w związku z tym, że wygłosiłem wam tak długie przemówienie, to proszę zastosujcie się do moich rad i przejedźcie linię od oksera do stacjonaty tak, aby to miało ręce i nogi- powiedział trener, a my pokiwałyśmy głową ze zrozumieniem. Tym razem zarówno u mnie jak i u Yaqui przejazd tych dwóch przeszkód wyglądał dużo lepiej,a odskok wypadł w dobrym miejscu.
- I o to mi chodziło- uśmiechnął się Ian.
- Ohohoh, patrz Jace jakie tu na hali wagony skaczą!- powiedział Mathias, wchodząc wraz z Jacem na halę.
- O moja ekipa parkurowa. Widzę, że nie tylko ja mam dzisiaj takie problemy z punktualnością- powiedział pan Millar Chłopcy weszli na halę i wraz z trenerem podnieśli poprzeczki do wysokości 150 cm. Yaqui przejechała pierwsza, tym razem drobny błąd trafił się na szeregu, gdyż zabrakło dynamiki do ostatniego członu, jednak przejazd nie zakończył sie zrzutką. W przypadku Capitola wejście w szereg odbyła się zbyt dynamiczne i dwa pierwsze skoki były płaskie. Ogier puknął poprzeczkę na drugiej stacjonacie, jednak drąg nie spadł. Przed okserem mocniej mu przyłożyłam łydkę i skoczył przeszkodę z zapasem. Po chwili cały parkur miał już wysokość 160 cm.
- Robi się ambitnie- skomentował Jace. Mimo, iż stopień trudności na tej wysokości był największy, to zarówno mi jak i Yaqui udało się przejechać parkur bez błędów. Dodatkowo, według relacji trenera odległość wszędzie pasowała i zachowałyśmy rytm,
- Chyba muszę wam częściej robić takie przemówienia- zaśmiał się. Na koniec na szeregu ostatni okser rozszerzył i podwyższył o 2 dziurki.
- Ian, ale to będzie ze 170!- powiedziałam.
- Cicho siedź.- odpowiedział trener i polecił chłopakom ściągnąć drugą stacjonatę z szeregu.
- Jedziemy tylko ostatnią linię !- powiedział stanowczo. - Tylko mi się nie pozabijajcie.
- Za to nie ręczę- dodała Yaqui zaczynając swój przejazd. Na hali zapanowała cisza i skupienie. Słychać byo tylko tętent kroków Lusse na wyrównanym podłożu. Klacz miała uszy postawione do przodu i gdy zauważyła granatowego oksera chciała jak najszybciej go pokonać. Jednak Yaqui miała opanowaną minę i jej na to nie pozwoliła. Skróciła ją i oskok wypadł w dobrym miejscu. Po 5 foulach pokonały stacjonatę i znalazły się przed okserem. Yaqui mocniej siadła w siodło, a klacz zrobiła trzy stanowcze kroki i wybiła się nad przeszkodę. Po wylądowania Yaqui z bananowym uśmiechem poklepała zadowolona klacz.
- Bardzo dobrze!- powiedział Ian.- Deidre, zaczynasz.
Zagalopowaliśmy z Capitolem i ruszyliśmy w kierunku pierwszego oksera. Ogier ochoczo go skoczył i pewnie ruszył w kierunku stacjonaty. Po jej pokonaniu niepewnie przyjrzał się okserowi. Siadłam mocniej w siodło i przyłożyłam łydkę. Cmoknęłam na ogiera, co go zachęciło do skoku. 'Raz,dwa,trzy...' policzyłam sobie w myślach kroki i wybiliśmy się nad okser. Oddałam ogierowi dużo wodzy, a on idealnie sie złożył i poprawił zadem. Po przeskoczeniu przeszkody od razu go poklepałam. Capitol wierzgnął radośnie, machając głową.
- Dobra robota!- powiedział Ian. - Przekłusować i do stępa. Dziękuje za trening.
- Dziekuję- odparłyśmy równo z Yaqui.
- Widzimy się na kawie- dodał Ian.
- Dodatkowo mamy pyszną karpatkę, idealnie na deser- powiedział Mathias.
- Nie że jest pora obiadowa- zaśmiał się Jace.
- Jedno nie wyklucza drugiego- powiedział Ian. Reszty rozmowy już nie słyszałyśmy, bo chłopcy wyszli z hali.
- Miałaś rację Deidre, on jest uzależniony od kawy- zaśmiała sie Yaqui. Przekłusowałyśmy konie i przeszłyśmy do stępa. Poluźniłyśmy popręgi i stępowałysmy na luźnej wodzy.
- To był naprawdę udany trening.- powiedziałam.
- Zgadzam się, konie mają jutro przerwę. A później w nagrodę będą jeździć w tereny i leniuchować na pastwisku cały tydzień- powiedziała Yaqui.
- No i dzisiaj dostają worek marchewek- zaśmiałam się. Podczas stępowania zaczęłyśmy gadać o dzisiejszych treningach i o tym, że szkoda, iż nasz trener za parę godziny wyjeżdża. Gdy konie były już występowane, to zaprowadziłyśmy je do stajni. Tam je sprawnie rozsiodłałyśmy i wymyłyśmy nogi zimną wodą. Na koniec dostały dużo jabłek i marchewek. Na koniec ruszyłyśmy do domu, aby zjeść karpatkę i wypić pożegnalną kawę z trenerem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz