piątek, 30 sierpnia 2013

Data treningu: 30.08.13r
Koń: My Mosquito NH, Hypnotize NH, Lusse D'elle NH, Capitol Van't Vannehof NH
Jeździec: Jace, Mathias, Daidre, Yaqui
Rodzaj treningu: kondycyjny
Czas treningu: 17:00

Opis:

- Hahah to się nazywa zagrywka godna mistrza! - wykrzyknął Mathias, gdy wycelował w as serwisowy i tym sposobem wygraliśmy mecz z Yaqui i Jace'm.
- To się nazywa głupi ma zawsze szczęście-  docięła mu Yaqui, wkurzona z przegranej.
- Trzeba umieć przegrywać- zaśmiał się Mathias a Yaqui już miała mu coś odpowiedzieć, kiedy wtrącił się Jace.
- Oj dajcie spokój, ruszmy się lepiej i pojedźmy w ten teren. Czekam już od samego rana.- chłopak zaczął nas poganiać w stronę stajni.
- To będzie pierwszy teren Lusse, ciekawe jak się będzie zachowywać.- powiedziałam na głos.- Może być ciekawie.
- W towarzystwie Komara i Capitola na pewno będzie ciekawie- potwierdziła Yaqui, wyszczerzając zęby w uśmiechu.
- Chwile, chwile na kim ja wogóle mam jechać?- zapytał się Mathias.
- Zostaje ci Hypnotize-zaśmiałam się z przekąsem, wiedząc, że Mathias nie lubi tej klaczy.
- Hypnotize? To widzę, że teren będzie bez większych emocji.
- Nie bądź taki pewien, Hypnotize też potrafi popalić- uśmiechnęłam się do chłopaka z przekąsem. Gdy doszliśmy wszyscy do stajni od razu ruszyliśmy do siodlarni, zabrać z dolnej półki gorsze ochraniacze i czapraki w teren. Jace wybrał sprany granatowy czaprak, Yaqui błękitną łezkę Mathias zielony czaprak ze złotą lamówką a ja wybrałam beżowy czaprak reklamujący jakiś sklep jeździecki. Szybko wyczyściliśmy i osiodłaliśmy konie. Następnie wyprowadziliśmy przed stajnię i ruszyliśmy w drogę.

Teren jak zwykle rozpoczęliśmy od polnej drogi. Konie szły zaciekawione z uszami postawionymi do przodu.
- Ktoś ma jakiś plan na ten trening kondycyjny?- zapytał Mathias.
- Taak juz rano ustaliliśmy to z Jacem. Najpierw jedziemy przez las, a później chcemy dotrzeć do góry, na którą chcemy wjechać a na koniec wrócimy plażą.
- Załóżmy, że wiem którędy chcecie jechać.
- Dlatego ustalałam to z Jacem, bo twoja orientacja terenowa nie stoi na dobrym poziomie. - uśmiechnęłam się do niego. Po chwili dojechaliśmy do lasu, skręciliśmy  w piaskową ścieżkę prowadzącą w stronę góry. Zaczęliśmy kłusować, nogi koniom zapadały się, lecz celowo wybraliśmy tą drogę. Capitol z Komarem nie zważając na trudności terenowe pognali do przodu najwyraźniej miejąc ochotę się ścigać. Lusse szła trochę wystraszona.
- Spokojnie- powiedziałam do niej głaszcząc po szyjii. Gdy piaskowa droga dobiegła końca skręciliśmy w prawo i wyjechaliśmy pod niewielką górkę. Na samej górze ścieżka zaczęła się zwężać, więc musieliśmy jechać w zastępie. Pierwszy poszedl Komar, drugi Captiol, któremu się wcale nie podobało, że jego kolega jedzie pierwszy, później Hypnotize i na końcu ja z Lusse. Ścieżka była kręta a koło nas ciasno rosły drzewa.  Po paru minutach droga znów była szersza a my przeszliśmy do stępa. Nagle w krzakach rozległ się szelest i po chwili tuż za zadem Lusse przebiegła sarna. Klacz najpierw uskoczyła na bok, a później wystrzeliła do przodu szybko wymijając cały zastęp. Wszystkie konie oczywiście ruszyły w pościg za nią.
- Prrr... spokojniee- próbowałam ją zatrzymać, lecz w odpowiedzi klacz wierzgnęła i jeszcze bardziej ruszyła do przodu. Z tyłu usłyszałam stukot końskich kopyt, zanim się obejrzałam minął nas Komar z Jacem, któremu wypadły strzemiona a sam próbował wysiedzieć serię baranków. Ten widok jeszcze bardziej sprawił, że Lusse się ożywiła i wierzgnęła wysoko nogi dając między przednie nogi. Wypadłam do przodu, łapiąc się kurczowo jej szyjii. Gdy pognała do przodu w głębi serca zaczęłam nienawidzić twardych koni. Gdy Komar się w końcu zatrzymał a klacz na jego zadzie całe rodeo się skończyło.
- Nie wiem jakim cudem to wysiedziałam.- powiedziałam do Jace'a, który poprawiał strzemiona.
- Dobrze, że Komar jest miękki, tak to już dawno skończyłbym na ziemi.- zaśmiał się chłopak. Po chwili dojechali do nas Mathias i Yaqui, po której minie widać było, iż Capitol też dał jej nieźle w kość.
- No no no, widzę, że tylko ja obyłem się bez dodatkowych przygód.- uśmiechnął się Mathias. - Trochę zboczyliśmy ze szlaku, więc trzeba zawrócić.- ruszyliśmy spokojnym stępem z powrotem na drogę. Gdy konie ochłonęły trochę, zaczęliśmy znów kłusować, a gdy przed nami pojawiła się długa prosta droga ruszyliśmy galopem. Jednak wolnym i spokojnym, aby wyrobić koniom kondycję a ich na samym początku nie zmęczyć. Capitol z Komarek jeszcze parę razy wierzgnęli, jednak po chwili im się już znudziło. Gdy droga się skończyła wyjechaliśmy galopem z lasu prosto na długą rozległą łąkę. Tutaj troszkę przyśpieszyliśmy, teren zaczynał się robić pagórkowaty. Po kilku minutach przeszliśmy do stępa i tym wolniejszym chodem jechaliśmy kilkaset metrów. Następnie znowu przeszliśmy do stępa, aby dać koniom odpocząć. Droga zaczynała się robić kamienista, więc jechaliśmy uboczem.
- Zaraz dojedziemy do góry- powiedziała Yaqui i  po chwili ujrzeliśmy nasz dzisiejszy cel na drodze.
- To co zaczynamy galopem!- zawołał Jace i nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie. Captiol również nie czekając na decyzję Yaqui wystrzelił galopem.Nie mając innego wyboru wraz z Mathiasem dołączyliśmy do reszty i przeszliśmy w półsiad. 3/4 góry przejechaliśmy galopem, jednak później zwolniliśmy do kłusa, bo było to zbyt męczące dla koni. Lusse wyciągnęła daleko szyję. Po połowie góry zwolniliśmy do stępa i tym chodem dojechaliśmy na sam szczyt. Na samej górze wszystkie konie były całe spocone. Zrobiliśmy tam przerwę, z tej wysokości wspaniale widać było Pacyfik, więc konie chwile poskubały trawę a my rozłożyliśmy się na trawie i leniuchowaliśmy.
- Czas wracać- powiedziała Yaqui a my się z nią zgodziliśmy. Dosiedliśmy naszych wierzchowców i zaczęliśmy zjeżdżać stępem. Zjeżdżało się dużo szybciej niż wjeżdżało, więc po 5 minutach byliśmy na dole. Skierowaliśmy się kłusem w stronę plaży. Zjechaliśmy z niskiego klifu i brzegiem morza od razu ruszyliśmy dość szybkim galopem. Wszystkie konie mimo zmęczenia ciągnęły do przodu. Cały plażowy dystans przejechaliśmy w galopie a do lasu udaliśmy się stępem.  Jechaliśmy gadając i śmiejąc się, aż nagle na drodze pojawił się zwalony pień drzewa.
- Patrzcie mamy przeszkodę!- powiedziałam do reszty.- To co ja jade pierwsza!- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź pogoniłam klacz do galopu. Skoczyła przeszkodę bez problemu. Yaqui z Capitolem poszła w moje ślady, ogierowi tak się spodobało skakanie, że nawet sobie wierzgnął z radości. Mosquito mimo swoich ujeżdżeniowych umiejętności skakał bardzo dobrze, więc ochoczo wyrwał do przodu  i skoczył, jakby chciał wszystkim pokazać jaki jest wspaniały.
- Popisujcie się dalej, tylko, że Hypnotize nie umie skakać- zaśmiał się Mathias, przygotowując sie do najazdu na przeszkodę.
- Daj spokój każda krowa skoczy metr- powiedział Jace. Mathias przeszedł do płynnego galopu i nakierował Hypnotize na pień drzewa. Postawiła uszy do przodu i przyjrzała się przeszkodzie. Lusse zarżała, co dodało jej chęci. Klacz przyśpieszyła i było widać, że jest gotowa aby skoczyć. Mathias przyłożył łydkę a przed przeszkodą w dobrym miejscu odskoku zrobił półsiad. Jednak Hypnotize w ostaniej chwili się rozmyśliła i stanęła przed przeszkodą, Mathias zjechał po jej szyji jak po zjeżdżalni i wylądowal po drugiej stronie. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a klacz stała nad pniem i patrzyła na Mathiasa jak na idiotę.
- Hahahaha, ponoć miał być teren bez emocji- Yaqui przytoczyła słowa chłopaka.  Hypnotize nie czekając na reakcję obeszła pień dookoła i podeszła do Lusse.
- Może Hypnotize nie skoczyła, ale tobie skok wyszedł bardzo ładnie, nawet poprawiłeś zadem. - Jace nie mógł się powsztrzymać od złośliwych komentarzy.
- Tym razem nam wyjdzie.- odpowiedział chłopak z błyskiem w oku. Zaprowadził Hypnotize z powrotem i ponownie naprowadzil na przeszkodę. Tym razem czekał do końca a przed przeszkodą mocno siadł w siodło, klacz wybiła się i choć niezdarnie ale przeskoczyła przed przeszkodą. Chłopak ją poklepał.
- No dobra zwracam honor- odpowiedział Jace. Zaśmialiśmy sie i ruszliśmy kawałek galopem. Do stajni zostały jakieś dwa kilometry więc przejechaliśmy je w kłusie. Tym razem obeszło się bez żadnych przygód. Na łące przeszliśmy do stępa, konie wyciągnęły szyje całe spocone. Gdy dojechaliśmy do stajni, rozsiodłaliśmy je i długo obmyliśmy nogi zimną wodą. Na koniec dostały po paru przysmakach a sami poszliśmy napić się  zimnej coli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz