piątek, 16 sierpnia 2013

Data treningu: 14.08.13 r
Koń: My Mosquito, Orgasm Girl
Jeździec: Yaqui, Deidre
Rodzaj treningu: teren
Czas treningu: 17.30

Zbliżała się godzina 17, a my zgodnie z wcześniejszymi założeniami czyściłyśmy konie do popołudniowego terenu.
- Ja już wyczyściłam! - krzyknęła Deidre przez stajnię.
- W sumie to ja też! - odkrzyknęłam, nie będąc zbytnio co do tego pewna ponieważ ogon wydawał mi się średnio rozczesany.
Mimo to wraz ze współlokatorką skierowałam się do siodlarni po potrzebny sprzęt. W tereny zakładaliśmy sprzęt trochę gorszej jakości. Wszystkie przedmioty były zadbane, ale mimo tego nie było w czym przebierać. Szkoda mówić o jakimkolwiek dopasowaniu kolorystycznym. Ja zdecydowałam się wziąć granatowy czaprak z czerwono-białą lamówką oraz ochraniacze Kentaur. Deidre natomiast wybrała wyblakły różowy czapraczek i podniszczone już ochraniacze York. Do tego wzięłyśmy swoje prywatne siodła skokowe oraz ogłowia wierzchowców. Szybko uwinęłyśmy się z zakładaniem sprzętu i już chwile po tym siedziałyśmy na koniach.
- No to dzisiaj ja prowadzę. - odparłam z przekąsem.
- Nie wiem czy mogę ci w tej kwestii zaufać ale widać nie mam innego wyboru. - powiedziała  Deidre.
- Nie bój żaby. Ze mną nie zginiesz! - po tych słowach wyruszyłyśmy poza teren ośrodka.
Wjechałyśmy na długą łąkę po której zaczynał się niezmierzony kanadyjski las. Wysoka trawa otaczała nas z dwóch stron. Człowiek patrzący z innej perspektywy zapewne nie zauważyłby koni, tylko poruszające się w powietrzu krzywe tułowie oraz twarze. Łąkowa ścieżka kończyła się na płytkim wgłębieniu, którego pokonanie umożliwiało wejście do lasu. Komar jak zwykle nastawił uszy do przodu i zastanawiał się aby czy przez to nie skoczyć. Skutecznie mu to uniemożliwiłam, jednak na samym końcu zdecydował się wyskoczyć. Było to dla mnie lekkie zaskoczenie, przez co średnio podążyłam ciałem za koniem. Onek z kolei spokojnie przeszła rów.
- O widzę spokojny teren to nie będzie! - krzyknęłam do Diedre i pokazałam na Mosquito, który robił coś na styl piaffu.
- Dla ciebie może nie. Ale dla mnie jak najbardziej! - odkrzyknęła i wskazała na Onka, który patrzył niewzruszony zachowaniem kolegi.
- Jak mamy się pozabijać to obie. Nie zapominaj! - odpowiedziałam i od razu po tych słowach ruszyłam kłusem. Deidre tylko chwilowo została z tyłu, bo już po chwili dzieliło nas 2 m.
Pogoda dzisiaj zdecydowanie nas rozpieszczała. Było ciepło jak na ten region oraz bardzo słonecznie. Jechałyśmy wąskim duktem leśnym w promieniach popołudniowego słońca. Otaczały nas wysokie drzewa iglaste, ale gdzieniegdzie również zdarzały się gatunki liściaste. W pewnym momencie przed nami wymalowało się dość spore wzniesienie. Lekko przyśpieszyłam tempa i przeszłam do półsiadu, oddając kucowi rękę na wyciągnięcie szyi. Komar zachował się jakby tylko na to czekał. Zatrzepotał głową, zarżał i opuścił głowę tak nisko, jakby miał zaraz chrapami dotknąć ziemi. Mogło wyglądać to dość komicznie - takie rzucie z ręki w terenie, pod górkę. Po kilku krokach ogierek podniósł głowę i skupił się na trasie. Odwróciłam się do tyłu żeby zobaczyć jak sobie radzą dziewczyny. Był między nami duży odstęp, ale klacz dzielnie zmniejszała dystans. Oglądanie starań tego kuca wyglądało bardzo uroczo. Uznałam, że poczekam na nich na szczycie.
Po niespełna minucie kucyk wraz z Deidre pojawił się na horyzoncie.Postanowiłyśmy mocniej dociągnąć popręgi. Ustaliłyśmy, że ze zbocza zjedziemy spokojnym kłusem. Stok nie był stromy, ale bywały momenty, że trzeba było się wycofać oraz trochę zwolnić tempo. Po kilku minutach kłusa wyjechałyśmy na piaskową i szeroką drogę.
- Oki pokłusujmy jeszcze chwilę i zaraz zagalopujemy. - powiedziałam niczym instruktor.
- Dobra, ale ten galop spokojny na początek. -poprosiła Deidre.
-  Zobaczymy co da się zrobić. - uśmiechnęłam się cwaniacko.
Po chwili ruszyłam bardzo spokojnym i wolnym galopem. Na początku współlokatorka jechała tuż za mną bez żadnych pretensji.
- Co tak wolno? Nie poznaje cię! - zaśmiała się.
- Może szybciej? - rzuciłam.
Nie czekając na odpowiedź, przyłożyłam łydki do boków konia. Komar zareagował od razu i puścił się mocnym galopem. Od razu przeszłam do półsiadu, ponieważ wiedziałam, że galop po piasku wymaga od konia mocnej pracy zadem. Pognałam kuca do jeszcze szybszego tempa. Wiatr pruł mi w twarz z dużą siłą, a piach wzbijał się w ogromne tumany dymu. Spojrzałam do tyłu. Wśród tego kurzu widać było jedynie kontur Deidre i Orgasm Girl. Oceniłam, że są niewiele dalej od nas. Zwolniłam trochę tempo ponieważ wiedziałam, że zaraz czeka nas ostry zakręt w prawo. Mosquito wybrał sobie idealny moment na brykanie. Trzy baranki pod rząd spowodowały, że na chwile straciłam równowagę i zgubiłam strzemiona. Na szczęście Komar był miękki więc nie było tak łatwo z niego spaść, ale złapanie strzemion z powrotem zajęło mi chwilę. W tym czasie dojechała do mnie Deidre i Onek.
- O widzę drobne komplikacje. - wyszczerzyła się i ruszyła mocnym galopem wyprzedzając mnie.
Komar od razu udał się dzikim galopem za swoją koleżanką. Kuc nienawidził pozostawać z tyłu. Niech ją szlak trafi pomyślałam. Starałam się wysiedzieć szybki galop ogiera oraz przy okazji złapać strzemiona. Na szczęście w porę mi się to udało.
- To było nie miłe! - krzyknęłam udając wielce obrażoną.
- Trudno. Life is brutal. - przyszpanowała Gośka.
Obie jak na znak się zaśmiałyśmy.
Dojeżdżałyśmy już do celu terenu, a mianowicie górskiego jeziorka otoczonego przez sosny. Nakazałam Mosquito przejść do kłusa, widząc to Deidre zrobiła to samo. Po chwili naszym oczom ukazał się średnio widoczny skręt w prawo. Było tam bardzo wąsko przez co musiałyśmy jechać w zastępie. Chwyciłam jedną gałąź i naciągnęłam ją mocno. Po chwili całkiem przypadkiem  ją puściłam. Cel został idealnie trafiony w twarz.
- Ej no! - wrzasnęła dziewczyna.
- Potraktuj to jako zemstę - powiedziałam zanosząc się ze śmiechu. Wyraz twarzy współlokatorki był bezcenny.
Do zbiornika dojechałyśmy już spokojnie. Było to niezwykłe miejsce. Woda była krystalicznie czysta, a cała powierzchnia jeziora błyszczała się. Słońce odbijało się od tafli wody, przez co całość mieniła się na złoto.
- Jak tu pięknie. - szepnęła Deidre.
- Zgadzam się. Znalazłam to miejsce tydzień temu i już wtedy wiedziałam, że koniecznie muszę ci je pokazać.
- No to wjeżdżamy? - spytała.
Pokiwałam głową i skierowałam konia w stronę wody. My Mosquito uwielbiał wodę. Wszedł posłusznie, próbując przy okazji wykonywać coś podobnego do stępa hiszpańskiego. Było to cudowne uczucie! Twarz Deidre wyrażała podobny zachwyt sytuacją. Wokół nas co chwila pojawiały się kolorowe ważki. To wszystko wyglądało lepiej niż w bajce.
Po 15 minutach chlupania się w wodzie wyruszyłyśmy w drogę powrotną. Jechałyśmy spokojnym kłusem, a pół kilometra przed stajnią przeszłyśmy do stępa.
- Kiedyś trzeba to powtórzyć ale na oklep. Tak aby konie mogły wejść głębiej i trochę popływać. - powiedziałam.
- Zdecydowanie jestem na tak. - odpowiedziała Deidre.
Stępowałyśmy już w ciszy aż do przybycia przed stajnię. Owe milczenie najprawdopodobniej było spowodowane analizą pięknych przeżyć podczas dzisiejszego terenu.
Rozsiodłałyśmy konie i dałyśmy im po marchewce. Tak skończył się jeden z lepszych terenów w ciągu ostatniego roku. Oj tak zdecydowanie trzeba to powtórzyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz